Sobota (Niedziela) to najczęściej fajny dzień na wędrówkę po molach.- centrach handlowych. Kolorowo i z klimatyzacją   – w upalne dni to oaza szczęścia. I fontanny  wody w nich  też się zdarzają! Luksus,

Przyznam się szczerze, że bardzo lubię  składać odwiedziny molom handlowym,  że wymienię niektóre  – Złote Tarasy w Warszawie czy Silesia w Katowicach.

W obu, po parokrotnych podejściach-  wypracowałam punkty odniesienia – takie ..moje miejsce. Ten właśnie stoliczek”. Takie, a nie inne skierowanie na rozciągającą się przestrzeń. Widok. W tym zgiełku i tłumie ,,to miejsce” jest dla mnie jak dom  (mieszkam tu sobie przez godzinę czy dwie).  Lokalizacja super. Widok doskonały.

Centra handlowe przypominają dżunglę, jak w powieści: W pustyni i w puszczy, H. Sienkiewicza. Zanim się je opanuje…ula, la.  Dżungla,  a że z meczetem nie można — no to głową.  I tak ćwiczymy sobie orientację przestrzenną i pamięć. Wejście od tej strony, to taka firma… I z tej drugiej to…  (ta firma, którą też preferujesz), Wow., najczęściej jest jeszcze trzecie i czwarte wejście. Najlepiej umów się przed wejściem,  jak nie chcesz się spotkać:) . Czekałam przed innym…

Złote Tarasy to mam już prawie pod całkowitą kontrolą  – ,,moje miejsce” jest  centralne, coś jak na skrzyżowaniu, Marszałkowskiej z Alejami Jerozolimskimi.  Ruch jak w ulu, ale wszystko widoczne i przejrzyste. Jak pójdę w prawo to dojdę do… a w lewo do… I tak w kółeczko można chodzić. Ale wiem przynajmniej, gdzie dojdę!

Wizytę w Złotych Tarasach zaczynam od ,,mojego miejsca” (jakoś tak dziwnie, ale ilekroć zjawiam się, jest dostępne. Oby tak Panie zostało:)) w cafeterii. Zamawiam picie, siadam … siedzę i kontempluję się płynącą rzeką Przechodzących – skarbnica  charakterów i pokaz mody.  Czuję się po trochu, jak w galerii artystycznej, a po trochu – jak w teatrze.  (Ty i ja, teatry to są dwa. J.Stachura). Ja i tłumy. Kropla w oceanie, Całkowity relaks, upojenie.

Jak już nasycę się ,,moim miejscem” i wodą, i patrzeniem, to ambitnie podążam kółeczkiem – takim wydłużonym. (Raz tylko wjechałam schodami wyżej, ale szybciutko – obróciwszy się o 180 stopni – zjechałam z powrotem). Wyciszona idę, oglądam wystawy.  Aktualne tendencje i kolorystykę – co uwielbiam!!!  Co ciekawe niekoniecznie mam ochotę kupować. Jestem nadal tylko oglądającą. I to jest piękne i to przecudne, i to też bombowe. (Gdybym je kupiła, to tylko z osobistym bodyguard – do dźwigania- tyle by było). Moje oczy chłoną, ale o dziwo, tych rzeczy nie potrzebuję mieć na własność. (Mało tego, jak pomyślę, że po zakupie należy je  w domu gdzieś ulokować, a potem jeszcze zastanawiać, po które sięgnąć). Wystarczy mi patrzenie na nie… tylko ta chwila.  Im mniej, tym lepiej. Lżej. Najczęściej lekko podążając  (nic nie  nosząc – no chyba że smakowity  krakowski precel z makiem), opuszczam Złote Tarasy., żegnając się do następnego spotkania. Lubię Warszawę.

Ale raz to było …. całkiem inaczej. Nie byłam sama. Byłam z Beatą  (fantastyczna istota- dusza człowiek), która przejęła dowodzenie. Wystartowałyśmy od zakupów… niezapomniane wrażenia, Rozkręcona, a nie wyciszona, poddałam się fali oglądania, przymierzania i kupowania. Dopiero na koniec było ,, moje miejsce”, usiadłyśmy zmęczone, chcąc napić się i odetchnąć.

Wracając do nauki orientacji… Silesia w Katowicach jest dla mnie nadal otwartą księgą dżungli. Wejść ma tyle, że już naprawdę nie wiem ile. Może za duże odstępy mam w odwiedzinach, bo każdorazowo zaczynam naukę od nowa. A ile ulic… a wszystkie się krzyżują. Choćbym nawet chciała zacząć od mojego miejsca, to nie mogę. Nie mogę go tak od razu znaleźć. Teoretycznie wiem, gdzie jest. Ale praktycznie, zdaję się tylko na przypadek losu.  Raz idę tedy, raz tamtędy – przekładając na normalny język te – tędy- ulicą …. A potem tą ulicą. I talk nie pamiętam jaką… Dżungla. Ale coś w tym jest – I tak  w końcu  dochodzę do mojego miejsca. Trafiam na nie na niego (obok przepiękna fontanna). Pełnia szczęścia.

A propos kolorów nadchodzącego sezonu wiosennego…. widoczna jest dominacja granatu. (Element Woda). W cyklu form pięciu przemian, kolor ten jest kolorem bogactwa elementu ziemia, który od 4 lutego zacznie odgrywać główną rolę.  Ziemia dominuje nad Wodą – pochłania ją, jednocześnie sama ulega osłabieniu. Staje się miękka, za miękka. Pozytywnie na tę cyrkulację kolorystyczną  zadziała – nienaużywanie koloru niebieskiego, dodanie zieleni i bieli.


Sobota  20 stycznia.

Polaryzacja dnia – to balans.yin i yang. Myślenie  jest idealnie dopełniane uczuciami.

Dzień doskonały na spotkania. Na wyjście do ludzi.  Na wymianę myśli i  dzielenie się radością. 

Dzisiejsza Sobota charakteryzuje się  dominującą kolorystyką wodną… piękny intensywny niebieski i jasny. Uzupełnieniem jest biel, szary, beż i blady róż.  Kolorystyka wodna jest synonimem – na poziomie energetycznym – przyjaciół. Sympatycznych kontaktów międzyludzkich. Dzień jak najbardziej korzystny na spotkania. Na mile spędzony czas w gronie znajomych. 

Dzień mniej korzystny na myślenie, na pracę twórczą. Tym , którzy dzisiaj potrzebują popracować twórczo,  zalecany element drewno. I wiadomo – kolor zielony-  tenże element reprezentujący. Jest on linkiem aktywującym kreatywność, inteligencję. Pracując, warto  zwrócić  jeszcze większą niż zwykle – uwagę na roślinność. Pomoże w skupieniu.

Korzystna jest dzisiaj także intensywna czerwień, magenta, fiolet. Kto lubi- intensywny żółty.

Czerwień jest linkiem aktywującym powodzenie osobiste.


Niedziela 21 stycznia.

..

Translate »