co oczy widzą, to serce chce
I tak najchętniej nosiłam to, co aktualnie najbardziej lubiłam. Są jeszcze rzeczy które ponadczasowo lubię… To jest Ta SUKIENKA., to są TE SPODNIE, Ten Podkoszulek…. moje stroje specyficznymi emocjami napełnione.
I ty pewnie masz TAKIE szczególnie twoje stroje. Stale są i kręcą się jak orbita przy tobie. Przywołują, zagadują. Przypominają tę chwilę.
Stajesz przy szafie i chcesz wyszukać coś innego… bo nie wypada, stale w tym samym… ale sięgasz po TE właśnie.
Lubię – nie lubię.. słowa te nie oddają istoty zagadnienia. Może lepiej powinno być – czuję. Czuję na poziomie energetycznym, że coś dopełnia mnie I po to chętnie sięgam. Każdy ma takie odczucia. To podświadomy instynkt je przywołuje…
W tej mojej magicznej SUKIENCE to mogłabym… całe lato od 15.00… codziennie… w niej zawsze czuję się, jakoś tak odświętnie. ( Do 15.00 – podkoszulek i TA krótka spódniczka). Późnym wieczorem bym sobie sukieneczkę ręcznie prała… w trakcie jej odnawiania, bym sobie z nią rozmawiała; na wieszaku zawiesiła i delikatnie jej strukturę wygładziła (nie lubię prasować). Następnego dnia cała roześmiana – o godzinie 15.00 by na mnie oczekiwała.
I ty pewnie masz TAKIE szczególnie twoje stroje. Stale są i kręcą się jak orbita przy tobie. Przywołują, zagadują. Przypominają tę chwilę…
Lubię podróżować, bo jest to związane z pakowaniem. Cieszę się, będzie lekko, będzie mało… i jeszcze mniej. I to nie potrzebne i po to też – jestem pewna (wewnętrzny monolog) nie sięgniesz.
I rzeczywiście …. raz jak do Kuala Lumpur poleciałam, to nic – z czym przyleciałam, włożyć na siebie ochoty kompletnie nie miałam. (Za wyjątkiem spódniczki i białej bluzki, w których przyleciałam). Jakoś tak mi się nic nie podobało… nie pasowało. Na miejscu trzy T- shirty kupiłam i je naprawdę z przyjemnością nosiłam. Są rzeczy jakby do miejsca przypisane.
Myślę, że jest to z tym związane, że różne kontynenty, kraje, miasta – inny koloryt duszy mają i na dobór energetycznie do nich dopasowanych strojów wpływają. W pewnym sensie pozytywnie narzucają inne kolory, kształty…
A ostatnio do Poznania lecąc, też do małej, podręcznej walizki się spakowałam. A że zima – to drugą parę kozaków do niej wrzuciłam, a i tak jak ją na bagaż nadawałam, to niedowagę dużą miałam… niecałe 10 kg. Na bagaż ją dlatego nadałam, bo do Poznania przez Warszawę leciałam i po lotnisku Fryderyka Szopena z nią paradować wcale nie chciałam. A w ogóle to lubię lekko… tylko z torebką. Najlepiej było by bez…
Jednego nie przewidziałam, że z podróży do Poznania z dziewięcioma butelkami półtoralitrowej wody będę wracała. Niezły taniec brzucha z zapakowaniem tych butelek do torby w hotelu miałam. Dla kozaków miejsca nie było ( w reklamówce ze mną wracały). Kilka podejść zrobiłam… z czułością na wodę patrzyłam, nie obawiaj się, wezmę cię!.
Przyleciałam z wodą!
Na stole ją… w słońcu postawiłam… po parę łyków piłam.
Melissa Wise 05.2018
copyright